Chergui Serge Lutens dla kobiet i mężczyzn

Chergui Serge Lutens dla kobiet i mężczyzn

główne akordy
ambrowy
słodki
tytoniowy
miodowy
pudrowy
drzewny
zielony
dymny
ciepły korzenny
kwiatowy

Średnia ocen 4.24 na 5 na podstawie 10,743 ocen

Chergui marki Serge Lutens to orientalno - przyprawowe perfumy dla kobiet i mężczyzn. Chergui został wydany w 2001 roku. Twórcą kompozycji zapachowej jest Christopher Sheldrake.

Przeczytaj więcej w innych językach: English, Deutsch, Español, Français, Čeština, Italiano, Русский, Português, Ελληνικά, 汉语, Nederlands, Srpski, Română, العربية, Українська, Монгол, עברית.

Fragram Zdjęć

Nuty perfum


Liść tytoniu
Miód
Bursztyn
Siano
Kadzidło
Drzewo sandałowe
Irys
Piżmo
Róża

Fragrantica® Trends to relatywna wartość, która pokazuje zainteresowanie członków społeczności Fragrantica tym zapachem na przestrzeni czasu.

Perfume longevity:3.59 out of5.

Perfume sillage:2.39 out of4.

Zostań członkiem naszej społeczności miłośników perfum, a będziesz mógł dodawać własne recenzje.

Wszystkie recenzje

lolson.luxury

Wcześniejsza wersja Chergui (ta z głównego obrazka) ze złotawym korkiem, posiada znacznie ciemniejszy kolor cieczy w porównaniu do współczesnej wersji w czarnym kartoniku i czarnym korkiem. Co za tym idzie, intensywność zapachu jest większa, znacznie głębsza i ewidentnie ciekawsza. Zawiera więcej wyczuwalnych, cudownych aromatów, w tym wyraźniejszą, miodną słodycz. Projekcja i trwałość też jest wyraźnie lepsza w stosunku do współczesnej wersji. Posiadam obie te wersje, więc przetestowałem sobie je na osobnych nadgarstkach.

Być może flakon w "wersji pałacowej", czyli jeszcze wcześniejsza wersja Chergui jest jeszcze lepsza. Jak uda się upolować na aukcjach tą wersję w dobrej cenie, to podzielę się także opinią.

Kultowe pachnidło przypominające suchy, pustynny, marokański wiatr.

LOLSON.LUXURY | Podróże Perfumy Pasje

Malinche1317

Zgadzam się ze skojarzeniem z wieczorem na wsi. Na początku przywitał mnie tytoń, później doszło sianko i kadzidło, które w połączeniu z tym siankiem bardziej kojarzy mi się z dymem z ogniska. Czuć charakterystyczną, irysową słodycz. Miodu nie wyczuwam jako takiego, ale miałam przez chwilę skojarzenie z pralinami. Bardzo relaksujący, uspokajający zapach.

Peacemaker

Na szybko, jak zawsze, bez filozofii. Kumaryna, czyli zapach ściętej trawy, siano, jak wszyscy piszą, ale nie suche. Mokre, bardzo mokre, ale jeszcze nie gnijące, i mięta, bankowo na początku jest mięta. I słodko. Gdy zapach się kończy po kilku godzinach, przy samiutkiej skórze nigdzie indziej nie poczujecie tak pięknego miodu. Ale zasadniczo kumaryna-lekka mięta. Tytoniu tu nie ma. Lubię. Tworzył Mistrz.

Marina

Relaksujące perfumy, zapach letniego wieczoru na wsi , obok siana , suchych traw. Niestety nie trwałe .

GosiaWa

Choć czytająć skład wiedziałam, że to nie będą perfumy dla mnie, i tak chciałam spróbować, bo mam słabość do Lutensa. Kupiłam tylko miniaturkę. Perfumy są bardzo piękne, dla mnie miodowo-siankowo-kadzidlane. Toleruję tylko niewielką ilość słodyczy na sobie, więc zapach zdecydowanie nie jest dla mnie. Perfumy są słodkie, ale nie ulepne, myślę, że mogą się bardzo podobać wielbicielom słodszych, miodowych klimatów. Ten zapach ma w sobie coś z późnego lata...

Irekff

Otwarcie jest świetne, a potem jest jeszcze minimalnie lepiej. Syropowy, ale jednocześnie ma w sobie dużo przestrzeni. Zdecydowanie elegancki, żadnej taniochy. Niestety jest to taki typ zapachu, który powinien mieć potężną moc, a tutaj jej ewidentnie brakuje.

Kompozycyjnie jest super, no ale jednak po każdym użyciu miałem spory niedosyt.

Kompozycja 8/10
Parametry 5/10

rozadyl

Jest upalny sierpień gdzieś dawno w przeszłości. Pora sianokosów, ale nikogo na polach nie ma. Robota zostawiona jest w połowie. Gdzieniegdzie z przyciętych krótko ździebeł wystają powiązane snopki. W innych miejscach siano leży rozrzucone, czekając, aż ktoś je zwiąże. Dawno nie padało. Susza dała światu popalić. Spękana ziemia krusząc się roztacza wokół tumany kurzu. Wydeptana ścieżka między miedzami prowadząca do nikąd promieniuje gorącem. Dziś jest święto Matki Boskiej Zielnej. Tłumy zebrane pod wiejskim, drewnianym i starym kościółkiem, trzymają wiązanki i naręcza polnych kwiatów, ziół i zbóż. Gorąc sprawia, że wszystko dookoła pachnie jeszcze intensywniej. Ludzie przygotowują się do zakończenia sezonu zbiorów. Ksiądz przechadza się z kropidłem święcąc plony ciężkiej ludzkiej pracy. Starsze kobiety przebierają w palcach paciorki starych różańców z drzewa różanego. Gdzieś obok kościoła stoją wozy zaprzęgnięte w konie, które czekają, aż właściciele zabiorą je do domu. Zaraz obok stoi mały straganik. Na drewnianej ławie rozłożone leżą ciastka z dziurką, karmelki, chustki i różańce.
Coś pięknego. Poezja nie perfum.

Sunmoonmonsoon

Tak mogłaby pachnieć Ciri z Wiedźmina, bowiem każda z nut koresponduje z rozmaitymi okresami jej życia.
Róża i irys- księżniczka Cintry.
Sianko i tytoń- Wiedźminka.
Sianko i miód- wychowanka Nenneke.
Piżmo, irys i miód- czarodziejka pod opieką Yennefer.
Tytoń, róża, kadzidło- Falka wśród Szczurów.
Miód, piżmo i kadzidlo - Pani Jeziora.

Gładkie otwarcie: irys, piżmo, róża, miód.
Dochodzi do tego tytoń i… być może sianko.
Coś wspaniałego! Na tym etapie przypominają Sticky Fingers Bianchi.
Są słodkie, są lepkie, są ciepłe, i co najważniejsze- bezkompromisowe a przy tym kojące.

Po ok 3 godzinach wychodzi drzewo sandalowe i kadzidło. Nadal jest ładnie, struktura bezbłędna, ale otwarcie miało w sobie więcej polotu.

Baza utrzymuje się w podobnym tonie: miód, piżmo, drzewo sandałowe, odrobinka róży. Wygasają bo ok 7-8 godzinach.

Gdyby parametry były podobne do legowiska diabła, a nuty odznaczające się w głowie trwały dłużej, poważnie bym się zastanowiła nad chciejstwem - jak na ten moment wciąż wygrywają z nimi Sticky Fingers.

Niemniej jednak jest to pozycja godna zapoznania się, dobry kandydat na prezent i… kawał dobrych perfum.

LOLSON

Świetny, suchy, szorstki zapach dla podróżników. Zdecydowanie posiada akord globtrotera. Na wypad w góry Atlas czy do Petry idealny.

Tak właśnie pachniał Indiana Jones w wiosce Kasbah Ait-Benhaddou w Maroko! Tak pachnie przygoda!

faithlessss

Niesamowity zapach, który jest bardzo dobrze zblendowany! O dziwo głównie czuje siano/sianko, ale nie takie ze stajni, tylko takie delikatne i suche, które nadaje ciepła... Nie jest to słodki zapach więc nie bójcie się ulepnego miodu, który łagodzi tytoń, który też nie jest typowym tytoniem. Podsumowując, jestem naprawdę zaskoczony i zachwycony tym zapachem. Myślę, że ciężko znaleźć coś podobnego, mimo że nuty podpowiadają jakiegoś tytoniowego klasyka a jest, cytując: "Artystycznie". Trwałość jest dobra, kilkugodzinna, ale projekcja raczej bliskoskórna. Po kilku godzinach zapach łagodnieje i przypomina mi zapach plaży nagrzanej słońcem. PS jak ktoś szuka tytoniu jak w Herodzie, to ten zapach jest zupełnie inny.

Retro2015

Chergui jawi mi się nieco chłodniejszym już powiewem późnego lata na wsi. Wciąż suche powietrze niesie za sobą aromat siana i wszelakiego ziela porastającego dzikie łąki. W sadach trwają ostatnie w sezonie zbiory miodu z pasieki a jego słodki aromat przyciąga dzieciaki z sąsiedztwa. Gdzieś pod domem, na starej drewnianej ławeczce siedzi sędziwy już pan, popalając sobie fajeczkę, próbując przy tym tegorocznego wina z jabłek. Młode dziewczęta, roześmiane wiążą wstążki we włosy i zaplatają warkocze. Chłopcy biegną nad rzekę zaznać chłodnej wieczornej kąpieli. Sielskość tego miejsca, zagubionego gdzieś daleko od miejskiej cywilizacji trwa powoli, dzień po dniu aż do odlotu ptaków na zimę...
Choć zamysł tych perfum miał symbolizować nieco inne szerokości geograficzne - dla mnie, Chergui to polska wieś. Zapewne dzieje się tak za sprawą nuty siana, która dla mnie jest jedną z najpiękniej podanych, jakie dane mi było testować. Razem ze słodyczą miodu tworzą ciepły koc, na którym w letnie wieczory siadam by oglądać gwiazdy...
Zdecydowanie jest to jeden z moich ulubieńców od Lutensa. Wszystko tutaj współgra ze sobą, tworząc ciepłe, słodkie wspomnienie lata. Zapach nostalgii i marzeń.

Ann

Uwielbiam maestro Sheldrake’a. Za wizjonerskie żelazko z Gris Clair, za esencjonalność Fille en Aiguilles, za piękno Daim Blond oraz wiele innych, w tym i inspirowane marokańskim wiatrem Chergui.
Chętnie sięgam po te perfumy szczególnie jesienią, mają w sobie nastrój odrobinę nostalgicznej, chłodniejszej już pogody. Urzeka mnie szczególnie tytoń, wyjątkowo delikatny, kruchy, niemal ziołowy (czyżby to ta nuta siana?), pozbawiony tabaczanej, wilgotnej ciężkości typowej dla innych przedstawicieli gatunku. Miód? Ledwie łyżeczka, nie czuję żadnej fizjologicznej lepkości, więcej tu sandałowca i cielesnych, miękkich tonów podkreślających ambrowy, sensualny, leniwie snujący się po skórze charakter całości.
Uwielbiam Chergui za totalną niemożność zaszufladkowania zapachu, czytając recenzje mam wrażenie, że każdy z nas testuje inne perfumy. Trochę słodkości, trochę wytrawnych tonów. Pięknie.

samsara

Niestety nie mój. Moc ogromna, trwałość całodniowa, jednak zapach zdecydowanie do gustu mi nie przypadł. Oczywiście nie ujmuje to w niczym jego jakości, która jest niepodważalna. Jest to złożona kompozycja, o czym przekonałam się na przestrzeni 24 h noszenia go na sobie. Z ulgą jednak powitałam jego ewidentne wyciszanie się. Jak dla mnie jest to specyficzny mix siana i miodu. Siano czuć bardzo wyraźnie, jest spoiwem wszystkich etapów rozwoju zapachu. Oczami wyobraźni widziałam stajnię - po prostu. Konie - to przepiękne zwierzęta, ale umówmy się, że ich zapach jest co najmniej dyskusyjny. Taki wild, wild west z tego Chergui. Fanką westernów nie jestem, muzyki country tym bardziej, a niestety to z nimi kojarzy mi się ten zapach. Nie z Marokiem, nie z pustynią - muszę być szczera...Poza tym odbieram go jako zbyt słodki, mimo swej szorstkości i suchości pochodzącej z nut siana i tytoniu. Być może winny mój kosmopolityzm. Wieś nie jest dla mnie m.in. właśnie ze względu na wszechobecność niektórych fekalnych woni. Na koniec nieco żartobliwie, proszę się nie obrażać. Jak ktoś woli polskie gówno w polu niż fiołki w Neapolu, to zdecydowanie polecam przetestować tego Lutensa;)

Scent Grail

My first experience with Serge Lutens Chergui back in 2014 opened my eyes in way of what can be achieved with perfumery.

Until that year, the majority of my perfume collection consisted of designer perfumes mainly. To say that smelling this Serge Lutens perfume was a turning point in my fragrance hobby would be an understatement.

TOP NOTES
Chergui opens up with subtle citruses that quickly transform into a dry rose along with slightly carnal honey, and tonka bean.

There is no other fragrance on the market that smells like this, especially when it’s all about the quality. Even with the reformulated version, the construction and the ingredients are up to the level.

HEART NOTES
To my nose, the full power of woody, oriental, and slightly musky/medicinal undertones bloom to their full potential in heart. The warmth of resins, and aromatic nature of tobacco transport the wearer to the colder months of the year, maybe even to the Christmas holidays without getting too sweet.

BASE NOTES
The ghost note of this fragrance which many have avoided mentioning is the tonka bean that anyone slightly experienced with perfumery will imidate detect from the first spray.

Thankfully, this note doesn’t go too sweet and boosts up the sandalwood in the base. The honey and the musk fade, but are still present while the tobacco settles into the vanillic amber which is the same one used in Serge Lutens Ambre Sultan and Maison Francis Kurkdjian’s Grand Soir.

Read the full review on scentgrail.com

Lizbet

Otwarcie silnie oud - to już było, po prostu oud, głośne oud. Ale szybko przemija i pojawia się... skóra - skórzane oud z nutą whisky. Skóra szybko znika i pokazuje się tytoń, dym i drewno przełamane miodową słodyczą. W bazie wyraźny lutensowy podpis, świeży i przestrzenny. Zakończenie drzewem sandałowym. Całość bardzo klasyczna i elegancka.
Zapach w klimacie mocno kadzidlany, widzę go na mężczyźnie w średnim wieku, w białej koszuli, skóra muśnięta słońcem. W jednej ręce cygaro, na stoliku szklanka whisky... taki klimat. Zupełnie nie umiem go zwizualizować na kobiecie. Zapach cały czas się zmienia, intryguje, przyciąga. Niezwykle seksowny.
Piękna, klasyczna kompozycja dla wielbicieli tytoniu w perfumach. Mnie uwodzi całkowicie.

Fanta

Wyobrażam sobie, że tak musi pachnieć obozowisko na pustyni. Najpierw ostre, nieco agresywne zapachy palonych fajek, dymu z ogniska, siana skubanego przez konie i wielbłądy. Potem cieplejsze tony przypraw i egzotycznych pachnideł, herbata posłodzona miodem i różana woda. Wreszcie piżmowość skór i ciała. Ciepły, pustynny wiatr przynosi te wonie po kolei w miarę jak się do niego zbliżamy.

Ten zapach mocno ewoluuje i zmienia swój charakter. Na początku wydaje się nieznośnie, męcząco wręcz męski. Tytoniowe otwarcie wzmocnione kadzidłem i sianem robi tu swoje. Potem zdecydowanie mięknie, nasyca się miodowo-bursztynową słodyczą, momentami wpadającą w wanilię. Pustynia odsłania swoje tajemnice. Fascynująca jest ta egzotyczna, zapachowa opowieść. Wciągająca i budząca emocje. Chergui przenosi nas na gorące piaski, nawet wtedy, gdy za oknem mróz i śnieg, zresztą nie wiem czy latem zaryzykowałabym noszenie tak intensywnego zapachu.

W moim odbiorze to lutensowskie pachnidło jest bardziej męskie niż kobiece. Tym, co przeważa szalę, jest właśnie tytoń - za którym nie przepadam i unikam go w perfumach. Z mężczyzną bardziej mi Chergui współgra i myślę, że nawet przyjemnie byłoby się wyczuć ten zapach na męskiej skórze.
Trwałość dobra, projekcja z czasem słabnie - ale jak pisałam zapach jest intensywny, więc może to i lepiej.

sanrio

ależ to dziwna kompozycja. Zachęcona recenzjami i nutami zaopatrzyłam się w próbkę i śmiało przystąpiłam do testów, nie biorąc w ogóle pod uwagę porażki. No, porażki nie ma, ale jest rozczarowanie wymieszane ze zdziwieniem, ponieważ jeszcze nie miałam okazji próbować perfum, które w każdej z faz pachniałyby zupełnie inaczej.
A więc otwarcie jest tragiczne, pachnie tanio, ostro i dziwnie - zapewne to kwestia siana. Aż mnie lekko odrzuciło po powąchaniu nadgarstka, bo spodziewałam się zapachu tytniowo - kadzidlanego.
Po około godzinie, gdy juz zapomniałam o tym falstarcie i w ogóle o teście, nagle zapachnialo mi Shalimar'em Parfum Initial. Irys, to on wybija się w nutach serca, zupełnie znika dziwne siano, zapach robi się głęboki, lekko anyżowy i 1:1 z Shalimar. Ok, lubię Shalimar, ale bez szału.
I nagle, po 4-5 godzinach Shalimar majaczy w tle bardzo słabo, ale za to wjeżdża na pokład Tobacco Vanille TF.
Nie wiem co jest w tych perfumach, że tak diametralnie się zmieniają w czasie, ale nie będzie to mój ulubiony zapach. Ta sianowata ostrość i nijakość pierwszych kilku godzin nie są warte zachodu :)

lucbach

Pamiętam, jak dostałem kiedyś odlewkę do przetestowania - bezbrzeżnie się w nim zakochałem. To był czas, kiedy słodkie perfumy to było wszystko, czego potrzebowałem. Niedługo po tych testach zakupiłem cały flakon.

Czasy jednak się zmieniają, teraz wydaje mi się tak bardzo słodki, że używam go raz na kilka miesięcy (ale nosi się go wtedy bardzo przyjemnie). Niezmiennie oceniam go jednak jako bardzo dobre pachnidło.

Latem może przydusić noszącego, więc ostrzegam. Podobnie jak używanie do białych koszul - zabarwienie murowane ;).

Marietta

Zapach z początku jest dosyć suchy i delikatnie szorstki. Ze słodkim akcentem przyczajonym w oddali.
Niczym suchy pustynny wiatr niosący wonne aromaty. Wyostrzający zmysły i pobudzający wyobraźnię.

Wszystko świetnie współgra ze sobą.
Niczym najlepszy utwór muzyczny dopracowany z najdrobniejszymi elementami. Dopieszczony i przemyślany.

Ostrzejsze, bardziej surowe nuty w postaci liścia tytoniu osłodzone zostały pudrowym irysem, słodyczą miodu kapiącego złotymi kroplami. Z bursztynową poświatą. A wszystko owiane subtelnym, wonnym kadzidłem.
W tle delikatnie przebija róża i drzewo sandałowe.

Przyjemnie orientalny zapach.
Najpiękniej rozwija się na ciepłej, lub wręcz rozgrzanej skórze. Ukazuje wtedy swoje prawdziwe piękno i poznajemy cały, bogaty wachlarz nut.

Z każdą chwilą stają się jakby bardziej gładkie, harmonijne, kremowe. Wręcz cielesne i sensualne. Nie tracąc przy tym swojego orientalnego charakteru.

Wspaniałe, wręcz piękne perfumy. Robiące wrażenie.

Trwałość jest bardzo dobra, chociaż projekcja z czasem cichnie.

kiane.ann

A mnie ten zapach w ogóle nie urzekł, zlałam się nim i ledwo czuję. Może na mnie tak słabo się uwydatnia. Normalnie po takiej dawce Lutensa można się przewrócić a tu...trochę tytoniu i kadzidła, w takim lekko gorzkim wydaniu chyba za sprawą tego sianka, leciutko osłodzona nawet fajnym irysem. Jakby ten zapach uparł się na mnie nie pachnieć. Chyba nie moja bajka. Do testów skusił mnie skład i opisy, ale zdecydowanie nie poznamy się już bliżej.

e_clat

Dźwięczne słowo *Chergui* oznacza gorący, suchy wiatr, który otula Maroko ciepłym powietrzem znad Sahary.
Z ogromnym sentymentem traktuję tę kompozycję, zajmuje honorowe miejsce w mojej kolekcji. Mistycyzm zamknięty w tym brunatnym flakonie ma cudowną moc przenoszenia na rozżarzony kontynent.

Otwarcie i baza to moment kiedy masywnymi jeepami wjechaliśmy na pierwsze wydmy w okolicach M'hamid... Wszędobylski, drobny piach jest mocno odczuwalny - począwszy od skarpet po kąciki oczu, skórę włosów. Suche powietrze działa kojąco na zziębnięte europejskie dusze i czaruje aromatem Słońca ✨

Miodowy, dymny, kadzidlany izolat Maroka.

Nie wiem jakim cudem Sheldrake zrobił perfumy emanujące tak dosłownym, pustynnym powietrzem. Musiał gościć w pałacu Lutensa, musiał zwiedzić Maroko. Ktoś kto nigdy nie postawił stopy na gorącym piachu Sahary nie stworzyłby takiej interpretacji. Bez szans. Genialne i jedyne w swoim rodzaju.

Gdyby grana przez Evę Green Sybilla mogła mieć swój zapach, Chergui byłby idealnym wypełnieniem jej melancholijnej postaci. Pierwsze nocne spotkanie z Balianem zapisałoby się jako historyczne wydarzenie w przemyśle perfumeryjnym...

Nihraz

Chergui... uwielbiam! Ostatnio w moim rankingu Lutensowych pachnideł ten zapach pobił Ambre Sultan.
Te perfumy są ucieleśnieniem moich niespełnionych jeszcze marzeń o wizycie w Maroku.

Chergui przywodzi mi na myśl letnie słońce, ciepło, bezmiar pustyni smaganej suchym wiatrem (od niego wszak pochodzi nazwa tych perfum), namioty Beduinów, ozdobny imbryk z zieloną herbatą i miętą, piękne, marokańskie wzornictwo tkanin i biżuterii rozłożone na piasku oraz unoszący się nad tym wszystkim piękny, głęboki lazur nieba.

Jest to zapach wyrazisty, ale subtelny. Wyczuwam nutę miodu, wanilii i w tle smużkę tytoniu. Na mojej skórze się pięknie rozwija - słodko i dymnie, ale bez tej lepkiej słodyczy. Pyszności! <3

Ps. o gustach się nie dyskutuje, ale w tym zapachu, mimo obecności siana w składzie, nie wyczuwam związku z ludową kulturą. Skojarzenia z polską wsią dla mnie zabijają klimat tych perfum. ;)

LadyEssex

Chergui zostały zakupione pod wpływem impulsu. Patrząc po nutach, moja wyobraźnia szalała. Za wszelką cenę chciałam poczuć zapach starej drewnianej biblioteki w jakimś domostwie, gdzie pod olbrzymim oknem znajduje się wiekowe biurko, a koło skórzanego fotela stoi na stoliku karafka z koniakiem i paczka cygar, które ktoś niedawno palił. Właśnie tak widziałam ten zapach, mieszanka klasy, charakteru, tradycjonalizmu i bogactwa. I kiedy pierwszy raz je powąchałam, uznałam, że moja wizja była zbyt mocno wytrawna, a Chergui jest w rzeczywistości miodowo-sielski jak chatka Puchatka. Musiałam go dopiero użyć globalnie by docenić ich prawdziwe piękno. Owszem, Chergui świetnie wpasowuje się w atmosferę odpoczywającego w wygodnym fotelu lorda, który uprzyjemnia sobie życie cygarem i koniakiem, ale ten lord jest też naszym dziadkiem i aktualnie pije gorącą herbatę z miodem po ogrodowych, jesiennych pracach. Jest ciepło, sielsko i przytulnie. Ja w tym zapachu czuję przede wszystkim siano i miód. Przez chwile nawet czułam podobieństwo do L’Ete en Douce, choć tytoń, ambra, róża i irys nadają Chergui zupełnie inny charakter, bardziej zdecydowany, męski, głęboki. Moim zdaniem aromat tytoniu jest w tle, przygaszony, ale świetnie nadaje trójwymiarowości perfumom i przypomina, że ten nasz kochany dziadek nie stracił charakteru ani klasy. Piękne perfumy, które świetnie się zmieniają w czasie, nie tracąc swojej przytulności i ciepła pomimo lekkiego pazura. Do tego w moim przypadku trwałość to cały dzień. Z pewnością wart poznania.

magikenz

Serge Lutens Chergui

Mój sposób na odbiór Serge Lutens Chergui jest wręcz erotyczny.

Kiedy je czuję...
Mam pewne obrazy...

Wchodzę do nocnego klubu, spoglądając na pierwszą lepszą tańczącą na parkiecie pannę i czuję parujący z jej ciała winny napar bezalkoholowy.
Lekko słodki jak kropelka miodu, którą wciera w siebie jak całą ilość tego winnego soku.

Wszędzie czerwono, gorąco, dymnie...
W oddali dobre cygara palące przez facetów podziwiających tancerki pokazujące swoje walory i marzących o bliższym spotkaniu z nimi.
Tańczą i tańczą im przed twarzą, a oni zaciągają się i zaciągają cygarami, fajkami obwąchując ten winny aromat sexapeal'u.
Popijają bursztynowo-miodowy koktajl i patrzą się, patrzą i podziwiają, podziwiają.
Klimatyczna muzyka kadzidlana - dodaje charakteru i namiętności.
Czuć lekkie odymienie, minimalną mroczność, ciepłość zapachu...
Panie wywijają pośladkami jak fale oceanu rozprowadzając swój aromat dookoła.
Panowie zapatrzeni jak w morskie syreny, wydają swoje zadłużone pieniądze na dodatkowe akrobacje taneczne,
wkładając papierowe pieniądze za różową bieliznę.
Kobiety piękne i z pazurem, choć nie każdemu się spodobają.
Patrzą na nas zdradzieckim spojrzeniem i pragną nas...
Aplikuję resztkę, wącham i podziwiam.
Te panie mają irysa we włosach, w ręku trzymają drzewo sandałowe i odpoczywają na sianie (oczywiście w obu rodzajach).
Te Panie to Serge Lutens Chergui...

Zapach bardzo klimatyczny i wyjątkowy w swym rodzaju.
Mają coś w sobie, jakąś taką niewinną nutę erotyzmu, ciepła, dymności i elegancji zarazem.
Niby mnie nie urzekły, a jednak pragnę je wąchać i wąchać i uwielbiać coraz bardziej.
Można interpretować je na różne sposoby, choć ja wybrałem ten czerwony.
Czuć tu najmocniej świetny tytoń z dodatkiem lekko słodkiego miodu.
Tuż za nimi bursztyn z kadzidłem robi mistrzowską robotę i sprawia to, że kojarzy mi się to z jakimś czerwonym winem
bez alkoholu z bardzo minimalną atrakcyjnością różaną.
Na dalszym planie mieszanka irysowo-sandałowa nadająca całej fabuły i przekazu Chergui.
Całość zapachu grzecznie odpręża się na sianie, otulając się i zaciągając swoim naparem.

Nie ma co... idę podziwiać te wdzięki!

Felicja

Lubię kiedy zapach przywodzi na myśl wolność, nieograniczoność i wielką przestrzeń. To samo mam zresztą z muzyką. Perfumy Serge Lutensa są zazwyczaj bardzo interesujące, ale w moim odczuciu niestety tego nie mają. Wręcz przeciwnie! Są jak mała szkatułka, do której człowiek chce za tym zapachem wejść. To też może być miłe doznanie, choć ja szukam czegoś innego. Chergui jest jak jesienny sweter. Cudna, ciepła, kojąca kompozycja! Okazało się, że osom też się bardzo podoba. Nie wiem czy ktoś z Was tak miał, ale naprawdę nie mogłam się od nich odpędzić (jakieś pół godziny po aplikacji).
Trwałość niestety nie taka, jakiej się spodziewałam.

Aleksxs

Obrazy Polskiej Wsi w perfumach Chergui: Jacek Malczewski-1890 "Grabiące Siano" i Józef Chełmoński-1897 "Jesień"

Obecnie Chergui trwały nie jest, utrzymuje się tak 3h w porywach 4h a jego projekcja zdecydowanie jest delikatna. Do Chergui już nie powrócę ale przyznaję, że zapach jest ciekawy.
Jesień, upały trwają, nastąpił czas zbierania siana z pola a wplanach zbiory pyrek ;) Obok na dróżce rozpalono ognisko by pod koniec dnia w popiele ugrzać ziemniaczki i napić się kieliszeczek wódeczki z ziół i pośpiewać wiejskie piosenki, rymowanki, by uczcić koniec dnia ciężkiej pracy.
Przy nim to zbierają się mężczyźni by na chwile odsapnąć i zapalić upragnionego papierosa. Kobiety idą dalej w dzień by zasmakować w celu nabrania sił słodkiego miodu i by sprawdzić czy małe dzieci, które nie mogą jeszcze zostać w domu same, czy z nimi wszystko dobrze. Ah no przecież, by szkraby były grzeczne da im się świeżą szmatkę umoczoną w wodzie z cukrem.

Tym właśnie dla mnie jest Chergui. Zapachem Polskiej wsi, gdzie trwają prace na polach ale wciąż jest upał. Chergui to gęsty, ciepły, balsamiczny zapach. Początkowo czuć mocny aromat tytoniu, zmieszany z kadzidłem. Nuty te dymne otulają słodki, gęsty zapach intensywnego miodu i, ambry i słabszej wanilii. Dodatkowo czuć suche nuty siana, gorzkich ziół i delikatnego piżma.
Z kolei po rozwinięciu się Chergui staje się bardziej drzewny, pudrowy, Wtedy to bardziej czuć kremowe drzewo sandałowe zmieszane z pudrowym irysem, kremową słodkawą różą i delikatnym piżmem. Z kolei nuty te delikatnie otula delikatne kadzidło, dym z jesiennego ogniska, w którym wciąż można lekki miodowo-waniliowy akcent

Ps. Moja babcia (obecnie by miała 94 lata) opowiadała, że jak ona szła na pole z dziećmi jedno miało może 4 latka a dwójka to były jeszcze dzieci bardzo małe, do karmienia piersią. Kobiety nie mogły sobie pozwolić na niańki zatem dzieci te szły z nimi na pole. Często wkładano je pod wóz, w cieniu. Najstarsze dzieci pilnowały te maluszki. A gdy kobiety miały chwilę przerwy, szły do dzieci by je nakarmić i dać właśnie świeżą, słodką szmateczkę do ssania, to im zajmowało czas :) Tak i czyniło wiele pokoleń kobiet przed nią.

Weriweri

Pachnąca miodem i ambrą Kubanka zawijająca na swych udach cygaro dla londyńskiego lorda.
CUDO, CUDO, CUDO... chcę je czuć bez przerwy ale odkładam na półkę niech zaczeka na jesień i zimę.

sygfryd

Całkiem przyjemnie się je nosiło. Wyczuwałem praktycznie cały dzień (8h+).
W drugiej połowie dnia przypominały mi CH men. Pierwsze godziny również były do czegoś zbliżone, miałem wrażenie jakbym już testował, ale wyleciało mi z głowy co to było.

ciapciarapciapek

Kocham tytoń w perfumach.Ten wydaje się być nasączony dobrym alkoholem.
Czasem czuję nalewkę śliwkową,innym razem cygaretkę z suszu owoców.Magia.
Zapach ciepły,aksamitnie orientalny.Długo siedzi na skórze.

conneryfan

_________ Wszystko zależy od oczekiwań _________
Szukając słodkiego, jadalnego miodku: Dostajemy mało przyjemny kadzidlak z odrobiną wanilii, sporą dawką siana, nutą nieświeżego zwierzątka i ogólnie wrażenie terpentyny.
_______________________________________________________
Szukając nowych zapachowych doznań: Dostajemy niezwykle
aromatyczne, lekko erotyczne, głębokie pachnidło. Słodki tytoń, gorący bursztyn, sporo zielonych nut dosłodzonych odrobiną miodu.
A może niezwykłe ciasto z waniliowo - rumowym aromatem?
Na koniec suche drewienka z irysem.
_______________________________________________________
Ciekawa przygoda, do której nie wrócę.

Także ja dalej szukam swojej tajemniczej próbki.
Może mam kiczowaty gust, nie wiem ^_^

cumartesi

Pisze to z zalem - gustuje w perfumach niszowych. Z zalem, bo nie sprzedaja ich w drogeriach, raczej kiepsko z probkami, czesto zakup w ciemno i do tego o wiele drozszy w porownaniu z innymi perfumami.
Kupilam Chergui bez proby, chociaz bardzo sie wahalam, bo Serge Lutens do mnie nie przemawia. I te perfumy maja wiele wspolnego z innymi Lutensami - ta wszechstronna slodycz miodu. Jakbym wlasnie wykapala sie w miodowym jeziorze, nad ktorym zawisla ciezka aura wanilii, wlasnie zaczelo kropic tytoniem i nadchodzil kadzidlany wiatr. Nie rozczarowuje mnie - moc przypraw, ktore czynia perfumy orientalnymi, poprawiaja moj nastroj i czaruja otoczenie. Kremowy i otulajacy jak delikatna kolderka, co sprawia, ze jest nieziemsko zmyslowy, nie przytlaczajacy swoja ciezkoscia - raczej lagodny, lekki i tak skomponowany, zeby przyjemnie sie go wacha, bo zadna z nut nie dominuje - jest uzupelnienem dla drugiej.

pachniewitch

Cudowne perfumy pachna ...jak Etro i Keiko...i wszystkie trzy ( patrz wyzej) sa obezwladniajace ...

Intrygujace, cieplutkie, rozkoszne....

Ktore wybrac ? Roznia sie ledwie niuansami...
Etro oleiste, Keiko moze ciut bardziej chlodne i gorzkie..

Kto byl pierwszy> Tego nie wiem....ale ...w kazdym wypadku warto miec i nosic...czarowac....!
Nie sa nazbyt meskie ...a niebywale zmyslowe :))


ps.W poprzednim wcieleniu bylam wynalazca balonu, wiec ....byloby milo ich nie usuwac....

Winfryda

Zapach bardzo ładny. Przyjemny, słodkawy, kremowy, otulający, ale nie przytłaczający. Jeden z moich faworytów na zimę. Z nut zapachowych czuję głównie miód z delikatnym posmakiem tytoniu, w tle przebija się siano i irys oraz skóra - na mnie rozwija się wyraźny, skórzany akord. Słodycz przełamuje kadzidlana nuta, ale nie ostra i świdrująca w nosie, raczej dopełniająca całości. Jedna z moich ulubionych kompozycji duetu Lutens-Sheldrake.
Trwałość - praktycznie cały dzień, projekcja dość łagodna. Ze względu na kremowy, słodki wydźwięk wyobrażam go sobie raczej na kobietach.

amanda

Do tego zapachu musiałam się przekonać a raczej odczekać aż pewnego dnia zobaczę w nim coś innego niż tylko tytoń chronicznego palacza sięgającego co parę minut po papierochy.
Ta nuta początkowa tak mnie stopowała,że nie testowałam już dalej.
I oto dziś,w zimny,deszczowo mglisty późno wrześniowy dzień Chergui nie zionie wydechem starego palacza.
Dziś otwiera się lekko słodkim dobrym alkoholem,który miesza się z niezbyt intensywnym miodem,delikatnym tytoniem i zeschniętą trawą.
Lekko cierpkim,powiedziałabym drapiącym gryczanym miodem.
Mający w sobie coś z jesiennej nostalgii,dymności,mgieł,nastroju kiedy chcemy być sami z sobą i z zapachem,który nas najlepiej rozumie,lepiej niż ktokolwiek... .
Czuję też wyraźnie skórę,taką jaką lubię,nie intensywną ,nie prowadzącą a ukrytą jak w bluszczu pośród innych nut.
Kojący,jednak w nie tak oczywisty sposób,bo słodycz nie jest wylewna i bardzo otulająca ,to taki jesienny zadumacz,przykryty liścmi,mgłą ,ale wystaje spod niego słońce.
To tak jak w życiu człowieka,nic nie jest do końca oczywiste ani tylko czarne i białe.
Wszystkie barwy nadają życiu smak,tak i perfumom głębię,wymowę,urodę.
Chergui to właśnie jeden z takich nie oczywistych a przez to myślę,właśnie pięknych zapachów.

Kiszonyogor95

Chergui to jeden z najpopularniejszych Lutensów, co zresztą wcale mnie nie dziwi. Są to bowiem niezwykle udane, złożone i interesujące perfumy, przy czym bardzo przystępne, nawet dla przeciętnego odbiorcy.
Na początku wydać się może, że kompozycyjnie Chergui nie jest specjalnie skomplikowany – ot, taki przyjemny, miły słodziaczek. Po pierwszych testach odniosłem właśnie takie wrażenie, jednak z biegiem czasu i po kolejnych aplikacjach, zrozumiałem jak bardzo się myliłem. Albowiem zaraz za rzucającym się w nos połączeniem słodkawego miodu, ciepłej ambry i suchego, aromatycznego tytoniu, skrywają się inne, równie ciekawe nuty, dodające zapachowi głębi i złożoności. Odsłoniły się przede mną dopiero po pewnym czasie, na dodatek nie wszystkie były wyczuwalne za każdym razem, one „pojawiają się i znikają”. Mamy tu do czynienia z delikatnym, orientalnym kadzidłem, ziołowo-pylistym aromatem czegoś na kształt siana i suchymi nutami drzewnymi. Podczas ostatniego testu, zaskoczyła mnie natomiast krótkotrwała obecność przyjemnego, subtelnego akcentu różanego… Złożoność kompozycji wywarła na mnie spore wrażenie, choć trzeba się w nią na spokojnie „wwąchać” i poświęcić trochę czasu, aby odkryć pełen kunszt tego smakowitego „blendu”. Zaprawdę powiadam Wam – warto!
W kontekście powyższych słów, całkowicie nie zgadzam się z porównaniami do Tobacco Vanille – Chergui reprezentuje zdecydowanie wyższy poziom perfumiarskiej sztuki, jest jakieś 10 razy bardziej zniuansowany, a podobieństwo występuje na bardzo „przyziemnym” poziomie.
Niestety, jak to nierzadko bywa z pachnidłami mistrza Lutensa, parametry zawodzą. Trwałość, plasująca się na poziomie ~6h, jest - jak na taki ciepły, raczej jesienno-zimowy, na dodatek wcale nie tani zapach – mierna. Projekcja również nie powala, bo Chergui bez problemu wyczujemy przez jakieś 2-3h, potem osiada już bliżej skóry.
Mimo to muszę przyznać, że bardzo się z Chergui polubiłem. To naprawdę piękny, orientalny, umiarkowanie słodki zapach na zimne dni, którego pomimo delikatnego przechyłu na damską stronę mocy, zawsze używam z przyjemnością. Gdyby tylko parametry wyglądały lepiej, może nawet pokusiłbym się kiedyś o własny flakonik… A tak – doceniam i lubię, ale mieć nie muszę :)
Testy wskazane!

Kokos

Nie będąc zwolennikiem Serge-a Lutensa podchodziłem do tej kompozycji ostrożnie. Całkowicie nie słusznie. Moim zdaniem to świetna , wyjątkowo dobrze wyważona kompozycja. Ciężko wyodrębnić nuty ponieważ są one idealnie połączone i dopasowane. Całość jest aksamitnie gładka. Może Cherequi mógł by mieć jednak lepszą trwałość aby dłużej dzielić się jego aromatem z otoczeniem. Na mnie znika po 5-6 godzinach.

Arsenicum

Chergui, to próba ukazania w perfumach suchego i pylistego wiatru wiejącego na północy Maroko. Czy udana? Tak!
Otwarcie zaskakuje - czuję róże w ciekawej, balsamicznej odsłonie. Reszta składników nadaje otwarciu nieco wilgotny wydźwięk. Mój nos jest bardzo wyczulony na różę, a moja skóra niesamowicie wybija różane molekuły, więc stawiam na to, że u innych osób, preludium będzie przebiegało inaczej.
Po kilku minutach wilgotność spada.Słona ambra i ciepły miód, do tego odrobina kadzidła, którego opary dochodzą z bazy - oto gorące serce Chergui, które skradło moje serce.
Jak to w kompozycjach Serge Lutensa bywa - piękne otwarcie, bijące serce, które stopniowo traci życie i wtórna baza. Tutaj jest „prawie dobrze”. Ostatnia faza Chergui to połączenie akordów bazowych Ambre Sultan i Fille en Aiguilles. Suchość ostatnich tchnień Fille en Aiguilles i balsamiczno-ambrowy finisz Ambre Sultan. Całość daje interesujący efekt, który wpisuje się w całościowy przekaz Chergui.
Reasumując... Dobrze zmieszany zapach, którego nuty serca i głowy zapewnią nam olfaktoryczną ucztę. Baza nie jest tak spektakularna, trochę wieje wtórnością, ale jak na Serge Lutensa, u którego akordy bazowe są bardzo, bardzo podobne, jest dobrze.

Po tego rodzaju perfumach spodziewałbym się lepszej trwałości - tylko pięć godzin.

Marcin__

Chergui to piękny zapach. Jest to najbardziej orientalny Lutens z tych, które poznałem(a trochę ich było).
Na mojej skórze całość "kręci się" wokół miodu, tytoniu i wanilii, czuję także lekkie muśnięcie skóry(której chyba nie ma w składzie) oraz równie delikatne kadzidło(przez kilka minut). Całość pachnie dla mnie odrobinę podobnie do Tobacco Vanille Toma Forda, przy czym TV brzmi wg mnie jednak zdecydowanie bardziej "europejsko".
Trwałość niestety bardzo mnie zawiodła, bo Chergui przetrwał na mnie zaledwie 4 h, przy średniej projekcji.
W tym przypadku - to, co dobre, za szybko się skończyło :(

Beata Maria

Bardzo mi ten zapach odpowiada. Fantastyczna mieszanka tytoniow-miodowo-drzewno-kadzidlana.Kwiatów raczej nie wyczuwam ale siano- tak:-). Zapach żywy, zmieniający się pod wpływem temperatury otoczenia i emocji w jakich pozostaje osoba nosząca. Nie jest jednoznaczny, pozostawia jakiś element niedopowiedzenia. Niewątpliwie ambra i piżmo nadają mu orientalną nutę. Jakichś konkretnych przypraw nie wyczuwam, ale nie szkodzi.Kompozycja z 2005 roku a jakże aktualna dzisiaj! Być może w momencie wejścia na rynek był to zapach bardzo nowatorski, dzisiaj jest również jak najbardziej trendy. niewątpliwie lepiej się prezentuje w chłodniejsze dni. Polecam zarówno dla kobiet jak i mężczyzn.

Perfumoholiczka

Chergui to zapach niesamowicie zmysłowy i oddający hołd egipskim kobietom. Jest w nim moc i siła kobiecej energii moszcząca się na skórze. Cudowne kadzidełka, olejki oraz przyprawy przenoszą w czasie i przestrzeni. Oto otwiera się przed nami czar Egiptu, ukazując nam swoje oblicze pełne rytuałów. Zapach skrywa w sobie głębię, jest niebanalny i pomimo ostrego kadzidła przykuwa uwagę zachwycającą, ciepłą słodyczą. Zapach ten został utkany z marzeń i wspomnień lata, idealny wręcz na szarą, mglistą i przytłaczającą pogodę.

AgnieszkaK.

Zapach SL, ktory podobnie jak Gris Clair bardzo przypadł mi do gustu. Jest w nim coś bez ostentacji orientalnego, miękkiego; coś z ciepłego powietrza w nagrzanym różanym ogrodzie. Nie wyczuwam tu w ogóle obecności wanilii, na którą jestem bardzo wyczulona. To róża z irysem nadają chyba temu zapachowi matową, nocną słodycz z baśni z tysiąca i jenej nocy.

lady Vader

Niestety, kolejny orient Lutensa, który srodze mnie rozczarował.

Zestaw nut interesujący, ale sam zapach okazał się na mojej skórze niestety nijaki. Początek ma w sobie coś mentolowego, jak oddech człowieka żującego miętową gumę. Bardzo szybko pojawia się jednak oblepiająca, miodowa, Lutensowa słodycz.

Na chwilę pojawia się też bardzo interesujący zapach wysuszonego siana, ale bardzo szybko znika przygnieciony gęstą, odrobinę dymną wanilią, przypominającą nieco tę w Black Bvlgari.

Później to już wanilia z dużą ilością przypraw i nut drzewnych. Płaska i nieciekawa.

Szkoda, bo liczyłam na to, że Chergui mnie porwie, ale jest tylko poprawnie i nudno.

Lincoln

Zachęcony praktycznie samymi gorącymi pozytywami nt. Chergui postanowiłem go skosztować, będąc pewny, że w porównaniu do Ambre Sultan trafię na swój ideał. Początki jednak też nie były łatwe, gdyż sądziłem, że jest to kompozycja jednolinowa, tudzież najważniejsza, bazowa część zaczyna się zaraz po aplikacji. Tak jednak nie jest. Na wstępie tej miodowej, erotycznej orientalności z początku nie ma w ogóle, za to obecny jest bukiet zielonych, podsuszonych roślin (siano prawie pozbawione kumaryny) z nutą gryki i czegoś nieokreślonego, co wskazuje, że jest to kompozycja orientalna, przez którą później w tle pobrzmiewa ta właśnie słynna słodycz, o którą chodzi. Wiedziałem jednak, że to nieitrygujące początki intrygującego ;-), dałem mu koniecznie szanse. Po chwili momentu od aplikacji wyczułem coś a'la Le Male, z tą właśnie ziołowo-gryczaną nutą, która stopniowo znika, wchodząc w ten zachwycający mariaż miodu, tytoniu i ambry. Później (niby!!) gorzej być nie może :-))

Jest to świetny przykład na przedstawienie zjawiska rozwijania się perfum na skórze. Z początku roślinno-drażniący przechodzi dostojnie do krainy miodem i ambrą płynącej. Podróż nie najdłuższa, lecz jakże ciekawa, IMO różna od siebie w punktach A i B. Chergui zdetrnoizowało dotąd niezastąpione Le Male, pokazując, że otulająca orientalność może być równie przyjemna, lecz zdecydowanie w większym stopniu dystyngowana, bardziej uniwersalna i szlachetniejsza. Jest to mój Must Have na kolejną zimową zimę.

kpnz

Jeden z tych zapachów, które w tajemniczy sposób poprawiają moją kondycję psychiczną. Ja go odbieram dwojako. Z jednej strony, gdy po niego sięgam, odbieram go jako misiowaty, dostojny aromat tytoniu i spokojnej wanilii. Z drugiej, gdy rozwija się na skórze odbieram go jako erotyzujący, przyprawowy aromat kadzidła, egzotycznych kwiatów. Nieraz mam wrażenie, że wyczuwam ten huragan w Chergui. Perfumy te zyskują na wartości, gdy rozwijają się na wietrze, gdy są niosone przez wiatr. Jest w nich dużo spokojnego, pogodnego ducha, a jednocześnie intrygują swoim przestrzennym charakterem.

blueberry

Chergui to słodka beczka miodu, z przysłowiową łyżką dziegciu w postaci tytoniu i kadzidła, co tylko wychodzi mu na dobre i czyni jeszcze szlachetniejszym!
Początek jest lekko apteczny, o woni słodko-gorzkiego syropu, a po chwili pachnie lakierem do drewna oraz - zgodzę się z pknbgr - lekko pastą do butów. Jest w tym coś uspokajającego i fascynującego zarazem, gdyż nie wydaje się chemiczny w negatywnym tego słowa znaczeniu.
Miód i tytoń wyczuwam bardzo wyraźnie i one decydują o pięknie tej kompozycji. W miarę upływu czasu zapach łagodnieje, ambra i piżmo zmiękczają jego buńczuczny charakter, sprawiając, że zapach staje się otulający, a kadzidło podkreśla jego orientalny sznyt.

Niestety, w porównaniu do znanych mi Ambre Sultan i Arabie, projekcja Chergui jest dużo słabsza - po 2 h od aplikacji wyraźnie przycicha i jakby gaśnie. Na skórze pozostaje wyczuwalny jeszcze przez kilka godzin, ale nie roztacza tej niesamowitej aury w sposób długotrwały, na co przyznam, szczerze liczyłam.
Gdyby pojawił się w wersji skoncentrowanej- elixir/extreme/intense, niewątpliwie byłby na mojej liście zakupów koniecznych.
Ostatecznie oceniam go na 4,5.

pknbgr

Chergui zrobił mi nie lada problem. Pachnie w taki sposób, że z trudem mogę dobrać słowa, by go opisać. Mogę użyć przymiotników*...stop! Wplotę je w zdanie i może coś z tego wyjdzie.
Otwiera się dziwnie. Jest to coś z pogranicza lakieru do włosów i pasty do butów, ale bez chemicznych akcentów. Z czasem nadchodzi powiew tytułowego Chergui. Otula jednak soją zmysłową słodkością i wije się wokół szyi niczym jedwabny woal. Zadziwiające z jaką lekkością to robi, gdyż jest to typowo orientalny zapach. W gorący dzień tworzy piękną, przestrzenną aurę jakbyśmy byli wewnątrz wiejącego wiatru (bardziej bym się jednak skłaniał ku rozgrzanemu, nieco dusznemu, powietrzu). Nic nie drażni, nie przytłacza. Jest pięknie.
Dołącza do grona moich arcydzieł skończonych. Czuję się w nim niczym Aladyn,który na latającym dywanie w letnią noc przemierza pustynię przeszywając rozgrzane powietrze swoją nieskrępowaną wolnością.**


*dziwny, otulający, zmysłowy, słodki, lekki, orientalny, przestrzenny.
**w sensie, że odejmuje mi 20 kilo.

Nieco technicznie:
Pachnie waniliowo-miodowo z dużą ilością przypraw. Nie czuję w nim tytoniu ani skóry. Podejrzewam jednak, że zostały doskonale wplecione w całość. Jest lekki mimo swego ciężaru i doskonały na prawie każdą okazję. Projekcja jest potężna, ale nieprzytłaczająca. Trwałość przyzwoita, choć jak na EDP mogłaby być lepsza.

 
Encyklopedia Perfum
Perfumy: 91,900
Recenzje Perfum: 92,337
Miłośników perfum: 45,259
Czytelników online: 212
Zarejestruj się
Nowe Recenzje Perfum
Cacharel
Eden
autor madamearomatique
Lalique
L'Amour
autor emma-4
Quearmé
AMOROSA
autor Nihraz
Byblos
Cielo
autor Barb1980
Najnowsze recenzje
Najnowsze komentarze
NISHANE Deziro autor Beata Maria
Lacoste Original autor Beata Maria
CERRUTI 1881 VIVO autor Beata Maria
Anna Sui: Fantasia Rose autor GosiaMargo
Najpopularniejsze perfumy
Najpopularniejsze marki
Skocz do góry

Fragrantica in your language:
| English | Deutsch | Español | Français | Čeština | Italiano | Русский | Português | Ελληνικά | 汉语 | Nederlands | Srpski | Română | العربية | Українська | Монгол | עברית |

Prawa autorskie © 2006-2022 Fragrantica.pl magazyn o perfumach - Wszelkie prawa zastrzeżone - nie kopiuj zawartości strony bez uzyskania pisemnej zgody. - zapoznaj się z Regulaminem strony i Polityką prywatności.
Fragrantica® Inc, Stany Zjednoczone